Iluzja EVIDENCE-BASED MEDICINE – Medycyna oparta na faktach
Liczby. „Ich pozorny obiektywizm przydaje autorytetu urzędnikom, którzy są go pozbawieni…”
Iluzje evidence-based policy, czyli polityki rodzinnej opartej na faktach – Kazimierz W. Frieske
O racjonalną politykę rodzinną. Rodzina formacją niezastąpioną
… Termin, bo przecież nie kryjąca się za nim idea, został zaczerpnięty z medycyny i z koncepcji evidence-based medicine. Tam pojawił się nieco przypadkowo w początkach lat dziewięćdziesiątych. Ukuty został przez młodego podówczas medyka z McMaster Medical School w Hamilton, Ontario, Gordona Guyatta. Oryginalnie, evidence-based medicine była określana jako świadome, skrupulatne i rozsądne odwoływanie się do najlepszych, dostępnych aktualnie danych wspierających podejmowanie decyzji dotyczących troski o indywidualnych pacjentów…., ale sens tego określenia szybko ewoluował i zaczął być rozpoznawany jako symbol… i synonim praktyk odwołujących się do danych ilościowych i statystyk, przenikających środowiska medyczne w końcu XX w… (Zimmerman 2013, s71)
…//… Warto dodać, że koncepcja evidence-based medicine definiowana tym razem jako … sztuka (sic!) podejmowania decyzji w praktyce klinicznej i ochronie zdrowia z uwzględnieniem danych z badań naukowych i preferencji pacjentów… zdaje się stanowić dobrze zinstytucjonalizowany ruch społeczny popularny w środowisku polskich lekarzy, sam zaś termin tłumaczy się jako medycyna oparta na faktach lub jako medycyna oparta na dowodach. (por. Polski Instytut Evidence-Based Medicine, www. ebm. org. pl )
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych , w dość złożonych okolicznościach termin evidence-based medicine w błyskawicznie zdobywającą popularność frazę evidence-based policy, czy evidece-based practice. …//… Istotny sens pozostaje jednak ten sam: decyzje w sprawach publicznych, podobnie jak decyzje medyków, powinny się odwoływać do „faktów” bądż „dowodów” !
Odnotować jednak należy, że w odniesieniu do decyzji w sprawach publicznych, postulat ten bywał też formułowany ostrożniej…// faktów i dowodów nie należy traktować jako czegoś, od czego uzależnione są decyzje, lecz jako czynniki kształtujące nasze myślenie o problemach… (Davies, Nutley, Smith 2000, s. 11) …//… Cokolwiek jednak miałoby się w tych sprawach do powiedzenia, nie ma większych wątpliwości co do tego, że prace proroków tego rodzaju „dobrej zmiany” tworzą sprzyjający klimat do chowania się za procedurami zwiększającymi zbiorowe poczucie bezpieczeństwa lub stwarzające jego iluzję.
… żąda się od nas zaufania do systemów eksperckich, które same przez się wytwarzają wiele ryzyk… (Trinder 2000, s.6)
… gra, w której uczestniczymy, zaczęła grać nami, z czego nie umiemy albo nie chcemy zdać sobie sprawy (Stronach, Hustler, West 2001, s.3)
… dane ilościowe są szczególnie atrakcyjne dla biurokratów niepewnych swojego mandatu czerpanego z wyborów powszechnych lub boskiego namaszczenia… Najczęściej są oni krytykowani za arbitralność i stronniczość, zaś decyzje podejmowane na podstawie liczb pozwalają przynajmniej na sprawianie wrażenia bezstronności… Kwantyfikacja to sposób na podejmowanie decyzji i jednocześnie na sprawianie wrażenia, że decyduje nie człowiek, lecz liczby. Ich pozorny obiektywizm przydaje autorytetu urzędnikom, którzy są go pozbawieni… (Porter 1995, s.8)”
(Kazimierz W.Freieske , Iluzje evidece-based policy, czyli polityki rodzinnej opartej na faktach, „O racjonalną politykę rodzinną” Warszawa 2017, IPiSS )
Źródło: https://www.facebook.com/notes/ma%C5%82gorzata-goldstein/iluzja-evidence-based-medicine-liczby-ich-pozorny-obiektywizm-przydaje-autorytet/1925526887764823/

 

Jak ”my” piszemy, to to jest medycyna oparta na faktach, a jak ”oni”, to jest ignorancja i zacofanie itd.

Medycyna oparta na faktach jest piękną ideą gdyby nie to, że nauka jest podrzędna wobec polityki.

Na początku lat 1980. stworzono nowy paradygmat w medycynie. Paradygmat ten polegał na negowaniu doświadczenia osobistego lekarzy, a opieraniu się tylko na pracach doświadczalnych, wykonywanych według pewnych reguł, zasad przygotowanych przez tzw. odpowiednie ośrodki. Nazwano to medycyna oparta na faktach, z angielskiego zwaną Evidence-Based Medicine – EBM.

„Jeżeli wolność słowa cokolwiek oznacza, to oznacza ona prawo do mówienia tego, czego ludzie nie chcą słyszeć i co chcieliby ukryć” Jerzy Orwell

Wbrew oczekiwaniom lekarzy, był to slogan pijarowy, chodziło po prostu o stworzenie monopolu na prawdę. Niestety, jak zwykle podano to w rękawiczkach i większość naukowców i lekarzy kupiła to pojęcie. Wiadomo, każde kłamstwo dostatecznie długo powtarzane, szczególnie młodym ludziom na studiach, pozwala na przyjęcie go przez nich za prawdziwe. Oczywiście wywodziło się to wszystko z typowych zasad cywilizacji azjatyckich, doskonale opracowanej przez prof. Feliksa Konecznego, tj. chodziło o to, aby wszystkich ludzi sprowadzić do jednego mianownika, co obniżyłoby koszty szkolenia personelu medycznego i leczenia chorych. W przybliżeniu można to porównać do taśmy opracowanej przez Forda.

Zamiast uczyć lekarzy metod leczenia i przyrządzania leków, wystarczy według tej metody, nauczyć ich nazw produktów sprzedawanych w supermarkecie. Zamiast nauki przygotowywania leku dla konkretnego chorego, wyćwiczyć w sprzedaży gotowych preparatów. Podobnie jak zamiast szycia garnituru, czy sukni, na konkretnego człowieka, kupić w supermarkecie gotowy „ciuch”. Jeżeli coś pomogło jednemu człowiekowi, a powtórzyliśmy to na przykład 100 razy to znaczy, że będzie pomagało wszystkim następnym chorym. Paradygmat ten został szeroko rozreklamowany i „wciskany” na siłę do uczelni medycznych. Życie zweryfikowało to negatywnie. Jeszcze raz okazało się, że „Bozia” stworzyła to lepiej, aniżeli móżdżek sprzedawcy mógł wykombinować. Żadna ze szczepionek nie posiadają badań tzw. odległych, czyli co się po 10-20 latach z dziećmi szczepionymi i nieszczepionymi. Czy wstrzykiwane środki chemiczne powodują raka, czy też nie.

 

Przemysł szczepionkowy „załatwił” sobie zwolnienie z badań i wycyganił immunitet sądowy.

 

Karać dyrektorów koncernów szczepionkowych, ani wszelkiej maści pchaczy, nie można, obojętnie jakie głupoty głoszą. Upadek takich paradygmatów w życiu praktycznym usiłuje się zatrzymać poprzez szeroko nagłaśniane „wywiady”, prowadzone przez wytypowanych dziennikarzy. Ostatnio podesłano mi wywiad, jakiego udzielił p. prof. Jacek Wysocki, szef Polskiego Towarzystwa Wakcynologicznego p. Anecie Bańkowskiej 06.03.2015, a który ukazał się w Gazecie PL [tak stało napisane – szef – jak w mafii]. Wywiad był poświęcony rzekomym mitom dotyczącym szczepień. Już samo stowarzyszenie jest bardzo dziwne, ponieważ dotyczy jednej metody leczenia, w ten sposób można stworzyć stowarzyszenia nalewki, czopka, lewatywy itd. Do tej pory lekarz posiadał umiejętność posługiwania się wieloma metodami, a nie tylko jedną, w celu udzielenia pomocy choremu. Stowarzyszenia natomiast grupowały ludzi zajmujących się chorobami narządu, organu, chorymi, a nie metodą. No, ale jaki poziom merytoryczny, taka i organizacja. Widocznie to zgrupowanie nie może przeskoczyć opanowania poziomu jednej metody „leczenia”.

Tyle wstępu, przechodząc natomiast do meritum.

Po pierwsze, poziom edukacji powinien wzrastać systematycznie. Niestety tak nie jest.

Jak to pokazał PT J. Wieczorek [10.12.2013 PClub], czym wyższe wykształcenie, tym większe ogłupienie. Zgadzam się z tym całkowicie. Po tzw. przemianach, nastąpił w Polsce kolosalny wzrost liczby wyższych uczelni, a niestety nie mieliśmy kadry do prowadzenia takowych. Rezultatem było to, że nawet w seminariach duchownych wykłady prowadzili świeżo upieczeni magistrowie. Skutkiem jest fakt, że nasza innowacyjność jest niższa, aniżeli Mołdawii, co nie przeszkadza, że liczbą profesorów górujemy nad Niemcami. Rząd rozdaje te stanowiska, tak jak przysłowiowy Zagłoba Niderlandy. Już prof. F. Koneczny udowodnił, że jeżeli kraj ma się rozwijać, to nauka musi iść przed oświatą, a nie odwrotnie,.

P. prof. Jacek Wysocki znowu bezmyślnie albo celowo usiłuje powiązać sprzeciw społeczeństwa przed masowym ogłupianiem szczepionkami z pracami dr Wakefielda. Gdyby naprawdę zajmował się tematem, to wiedziałby, że praca dr Wakefielda została powtórzona i potwierdzona przez 17 niezależnych laboratoriów na całym świecie. Poza tym, angielski sąd przyznał rację dr Wakefieldowi. Jest więc co najmniej nieetycznie oczerniać bezpodstawnie, było nie było, swojego kolegę -lekarza, powtarzając fałszerstwa przemysłu szczepionkowego. Poza tym, tak naprawdę sprzeciw społeczny rozpoczął się 20 lat wcześniej. Na marginesie. Były komisarz David Kessler z FDA już w 1993 roku, a więc przed dr Wakefieldem, w artykule w „J. Am. Association” podał, że mniej aniżeli 1% lekarzy zgłasza powikłania po podaniu leków na recepty. Inne dane dowodzą, że tylko 1 na 40 lekarzy wypełnia odpowiednie deklaracje. DYSPONUJEMY DOKUMENTAMI, ŻE NAWET JAK LEKARZ STWIERDZI ZWIĄZEK, to Sanepidy ukrywają go. W Polsce od 1964 toku obowiązuje ustawa o konieczności zgłaszania powikłań, występujących po podaniu leków. Jak PT Państwo możecie sami sprawdzić, ani Ministerstwo Zdrowia, ani żadna jemu podległa instytucja nie wykonuje tej ustawy. A podobno jest ciągłość państwa i prawa? I żadna instytucja powołana do przestrzegania prawa tego faktu łamania ustawy nie kwestionuje. Nawet NIK nie usiłuje dociec, dlaczego ta ustawa od 3 pokoleń jest martwa.

 

Działania rządów polegają bowiem na oskubywaniu tubylczego, mniej wartościowego społeczeństwa.

 

Przypomnę, w średniowieczu podatek wynosił 10 %, za rozbiorów od 15 do 18%. Za brzydkiego Hitlera aż 33 %, a obecnie ponad 78%. I rzekomo wszystko według nadzorców, także intelektualnych, jest w jak największym porządku i żyjemy w ”wolnym” kraju. Na pytanie Dziennikarki: „Lekarze nie szczepią swoich dzieci?”, p. prof. Jacek Wysocki odpowiada: ”Proszę wierzyć, szczepimy swoje dzieci, rodziny i samych siebie, na co tylko można…” Poniżej wnioski z badań amerykańskich.

„Szczepione są dzieci z rodzin biednych, niewykształconych z dzielnic lumpenproletariatu, kolorowi. Nie szczepią się dzieci z rodzin bogatych, wykształconych, białych”.

Do której grupy zalicza się p. prof. Jacek Wysocki?

Oczywiście, te dane także nie są znane innym „ekspertom”, przecież Polska to trzeci świat.

Po wielu latach przepychanek, oszustw i kłamstw przemysł szczepionkowy musiał się przyznać, że związek pomiędzy szczepionkami a autyzmem istnieje. Dane ujawnił PRWEB. com – 19 lutego 2014 roku. Na nic się zdały zaprzeczenia, szkalowania lekarzy i naukowców, ujawnione dokumenty udowadniają niezbicie, że już od 20 lat zainteresowani sprzedawcy wiedzieli o tym, że zawarty w szczepionkach preparat rtęciowy uszkadza mózg i jest jednoznaczną przyczyną zaburzeń zwanych autyzmem. Jak podała prasa medyczna, po prawie 10 latach niezwykle upartych starań dr Briana Hookera, profesora na Uniwersytecie Simson i przy pomocy senatorów Stanów Zjednoczonych, Centrum Kontroli Leków, słynne CDC w USA, MUSIAŁO UJAWNIĆ DOKUMENTY DOTYCZĄCE BADAŃ NAD WPŁYWEM SZCZEPIONEK NA DZIECI. Dopiero oparcie się na ustawie o wolności informacji, słynnym Freedom Act – FOIA, pozwoliło na ujawnienie, że środek zwany Tiomersalem, nadal używany na przykład w szczepionkach grypowych, ba, nawet podawany kobietom w ciąży i małym dzieciom, może spowodować autyzm i inne zaburzenia rozwojowe układu nerwowego.

Aby było ciekawiej, dr Mayer Eisenstein, dyrektor Medyczny Homefirst z praktyką od 1973 roku twierdzi, że „obsługują” 30 – 35 000 dzieci rocznie i nie spotykają się z autyzmem. Dzieci są nieszczepione. Podobnie jak dzieci Amiszy. W tym samym okresie występowanie według CDC, wynosi średnio wynosi 1:166 urodzeń, czyli 60 na 10 000 urodzeń. To by znaczyło, że powinni w Homefirst notować 150-200 przypadków autyzmu rocznie. A nie notują ŻADNEGO (za: healthimpactnews.com/2013/cdc). I okazuje się, że ta wiedza jeszcze do „naszego szefa” nie dotarła? U dzieci nieszczepionych autyzmu nie zdiagnozowano.

Drugim rzekomo mitem jest fakt, kwestionowany przez prof. J. Wysockiego, że dzieci szczepione są zdrowsze. Oczywiście powołuje się na jakoweś prace, bez podawania konkretów. A co mówi na ten temat nauka:

1. Oficjalnie publikacje podały, że aż 42% hospitalizowanych dzieci są to dzieci poszkodowane przez szczepionki. Czy jakikolwiek fanatyk szczepień kiedykolwiek zastanowił się nad tym znanym specjalistom faktem? Czy słyszeliście PT Państwo, aby wakcynolodzy przynajmniej zastanowili się nad bezmyślnością takich masowych szczepień? Cały czas natomiast słyszymy o konieczności dalszych przymusowych szczepień z jednej strony i o kosztach leczenia i braku pieniędzy. A jak może być lepiej, skoro działania szczepionkowców generują większość kosztów?

2. Kto ponosi koszty leczenia tych powikłań? Do chwili obecnej nawet podległe Ministerstwu instytucje nie podają ani liczby powikłań, ani jakości. Mało tego, PZH nawet nie umie rozróżnić zachorowań na choroby wirusowe od zachorowań na choroby bakteryjne, czy zachorowań od podejrzeń zachorowań, czyli szacunków. Tym bardziej nie umie wydzielić osób szczepionych od nieszczepionych z danej grupy. A może to byłoby niewygodne dla kogoś? Zabezpieczając się przed ewentualnym wyciekiem danych, fanatycy szczepień przeforsowali ustawę znoszącą obowiązek informowania o powikłaniach.

3. Pomimo ujawnienia przez PT Biskupów w Kenii istnienia substancji zawartych w szczepionkach powodujących bezpłodność u kobiet, w Polsce na wszelki wypadek takich badań się nie przeprowadza. Dlaczego? Czyżby to była celowa sterylizacja Polaków, w celu zmniejszenia ich populacji do poziomu 15.300.000, jak sobie życzył Klub Rzymski w 1971 roku?

4. Pomimo ogólnie znanych faktów, że szczepienia przeciwko XIX-wiecznej chorobie, jaką są pneumokoki, powodują liczne zgony dzieci; tylko w bazie VARRS zanotowano 1394 zgony, a to jest tylko 1-5% wszystkich, czyli naprawdę było to koło 27 000 dzieci. Z tej liczby 752 zgony dotyczyły dzieci poniżej 6 miesiąca życia. Proszę to pomnożyć przez 20, aby otrzymać prawidłowe wartości zgonów.

I p. prof. Jacek Wysocki o tym wszystkim nic nie wie? A na pewno nie wspomina swoim studentom. Przecież oni mają sprzedawać, a nie wymądrzać się.

Kolejne pytanie i odpowiedź.

Mit 3. Zaszczepieni ludzie też chorują. „Antyszczepionkowcy nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć, pewnych pojęć związanych ze szczepieniami. Osoba zaszczepiona może się zakazić wirusem, ale przechodzi wówczas „subkliniczne stadium choroby”, która nie rozwija wówczas swoich objawów. Niektóre szczepionki chronią głownie przed powikłaniami – przykładem może być szczepionka przeciwko gruźlicy. Nie można lekceważyć odry. To bardziej zakaźna choroba niż ospa. Podobnie jest z różyczką.”

Po pierwsze, jest to stały argument szczepionkowców. Lżejszy przebieg. Ale żadnych prac udowadniających ten rzekomy fakt nie ma. Ostatnio ukazała się praca dotycząca powszechnie reklamowanych leków rzekomo „leczących” wirusa. Przypomnę, zwykłe leczenie grypy, to koszt koło 20 złotych, ze szklaneczką rumu włącznie. Nowe leki to 200 złotych. Porównanie czasu leczenia tymi lekami udowodniło, że te nowe leki skracają czas leczenia o 12 godzin!!! Słownie: dwanaście godzin. Bez komentarza!!! Przeprowadzona w podobny sposób próba porównania skuteczności szczepionki przeciwko grypie z nieszczepionymi, przeprowadzona na listonoszach w Anglii w latach 1970. udowodniła, że szczepieni chorują ciężej i dłużej i błyskawicznie przerwano eksperyment. Widzisz więc Szanowny Czytelniku, że ręce opadają. Wszystko wskazuje również na to, że p. prof. J. Wysocki w ogóle nie zna nie tylko immunologii, ale zwykłego kursu fizjologii z drugiego roku. Nie wspomnę o teorii Bechampa. Przecież jest ogólnie wiadomym, ostatnio nawet podają to reklamy telewizyjne, że 75% przeciwciał znajduje się w przewodzie pokarmowym, a szczepionkowcy podają zarazki z ominięciem podstawowych mechanizmów obrony, tj. skóry i przewodu pokarmowego, bezpośrednio do krwi. We krwi znajduję się zaledwie 5% systemu odpornościowego. W jaki więc sposób przeciwciała przewodu pokarmowego mają nabierać odporności od toksyn wstrzykniętych do krwi???

Po drugie, wielki eksperyment WHO Z KALKUTY, gdzie to szczepiono całe dzielnice różnymi rodzajami szczepionki przeciwgruźliczej, wykazał jednoznacznie, że najmniej zachorowań było w dzielnicy nieszczepionej. O tym też „szef” nie wie? Podobnie USA nigdy nie wprowadziło przymusowego szczepienia przeciw gruźlicy, a gruźlica została wyeliminowania szybciej, aniżeli w Anglii gdzie przymus wprowadzono. Czyżby ten „eksperyment” przeprowadzony na 150 milionach ludzi, wskazujący na bezsens szczepienia przeciw gruźlicy, także był nieznany profesorowi poznańskiej UCZELNI MEDYCZNEJ? Biedni studenci. Kolejny przykład: odra i zupełne pomieszanie podstawowych pojęć. Co ma wspólnego zakażalność z przebiegiem choroby? Choroba może być bardzo zakaźna, ale przebieg jej jest tak lekki, że nie wymaga leczenia. Podają to przy odrze wszystkie podręczniki chorób zakaźnych dla studentów!

Porównanie do ospy ma na celu zwrócenie uwagi na wysoką śmiertelność sprzed 100 lat ludzi na ospę. Ot, taki chwyt socjotechniczny. Znowu zapomniał p. Profesor podać, że ludzi chorzy na ospę umierali z powodu przymusu wprowadzenia szczepień. Konkretnie w Anglii, gdzie bezmyślnie wprowadzono przymus szczepień w 1868 roku. W 1869/1870 roku wybuchła epidemia ospy. Ludzie umierali jak muchy. Ale trudno inaczej nazwać jak głupotą to, że rząd karał więzieniem matki niepozwalające zaszczepić swoich dzieci. Miasto Leicester się zbuntowało. Tłum ludzi wdarł się do ratusza i fizycznie wymusił obalenie tego przepisu. Szczepienia przymusowe w regionie ustały. Analiza materiału przeprowadzona przez Królewską Specjalną Komisję udowodniła, że śmiertelność w tym mieście była 20 razy mniejsza, aniżeli w pozostałych okręgach.

Znowu widzimy nieznajomość podstawowych faktów u prof. Jacka Wysockiego. Podobna sprawa była w Niemczech w 1912 roku, podczas słynnej inaczej epidemii spowodowanej przez masowe, przymusowe szczepienia. Zmarło ponad 100 000 ludzi. Co trzecie szczepione dziecko zmarło tj. ponad 36 000. Nieprawdaż, że to ładny cmentarz fanatyków szczepień? W jednym roku, w jednym okręgu, tyle wymordowali. I nic to ich nie nauczyło do dnia dzisiejszego. Ale jak może nauczyć, kiedy sam „szef” o tym nie wie, lub nie chce wiedzieć.

Dzieci szczepione, rozprowadzające ZAKAŻENIE, są według wakcynologów zdrowe i mogą przebywać w szkole, zakażając innych. Przytoczę przykład epidemii w żydowskiej szkole w Nowym Jorku w 2012 roku, gdzie zachorowało ponad 3300 dzieci prawidłowo zaszczepionych. Nie wątpię, że „nasz szef” ma także poważne problemy z przyswojeniem sobie takich prac jak te, które podają, że przechorowanie naturalne odry chroni przed rakiem piersi, prostaty, przewodu pokarmowego, skóry, ucha, nosa, gardła (M.Hipotezy 1998.51.4). Przebycie naturalne odry chroni przez rakiem limfatycznym u dorosłych (Leuk.Res.2006.30.8). Przechorowanie odry zabezpiecza w około 50% przed zachorowaniem na Chorobę Hodgkina (Br.J.Cancee 2000.82.5). Przechorowanie naturalne odry, świnki, lub różyczki w dzieciństwie, zabezpiecza w znacznym stopniu przed zachorowaniem na raka układu limfatycznego (J.Cancer 2005.115.4). Odkryto, że niemowlęta niechorujące w dzieciństwie na pospolite infekcje, mają największe ryzyko rozwoju białaczki (BMJ 2005.330.1294). Podobnie udowodniono, że narażenie na infekcje wirusowe chroni przed białaczką (Int.J.Cancer 2011.128.7). Mało tego dobrego, pojawiła się praca w Genet. Engineered, że leczenie raka może być skuteczniejsze po zakażeniu chorego wirusami odry, ospy wietrznej, świnki, czy grypy.

I teraz Dobry Człowieku, możesz wybierać. Jak wiesz, Pan Bóg dał ludziom wolną wolę [moim zdaniem największy problem człowieka; chciwość kontra sumienie]. Możesz zachorować Czytelniku na chorobę, która nie wymaga leczenia, jak odra, świnka, czy różyczka, lub spokojnie umierać w bólach na raka. Jak można wnioskować z wymienionego wywiadu, według p. prof. Jacka Wysockiego lepiej nie chorować na choroby wirusowe, ale umierać na raka. Dalszej części tego pożal się Boże wywiadu nie będę omawiał, szkoda papieru i Twojego Czytelniku czasu. Jest to czysta propaganda na poziomie szkoły podstawowej. Tylko zastanów się Szanowny Czytelniku, nad reminiscencjami takich dywagacji. Ani Izba Lekarska nie zabiera głosu, ani żadna Komisja, a przecież to jest czysta reklama. Zresztą uzasadniona:

Analiza prac naukowych opublikowanych w tzw. najlepszych czasopismach medycznych wykazała, że 90% badań jest nieprawidłowych albo wręcz fałszywych. Inne badania potwierdzają ten stan rzeczy, od 30 do 50% badań klinicznych jest nierzetelnych (Am.J.Med.). Tak więc 30 lat reklamowane hasło – EBM, potwierdza moją tezę, opublikowaną już przed 20 laty w Biuletynie Izby Lekarskiej, że jest to tylko tani sposób na biały wywiad i monopolizację nauki. Jak „my” piszemy, to to jest medycyna oparta na faktach, a jak „oni”, to jest ignorancja i zacofanie itd.

Autorstwo: dr Jerzy Jaśkowski
Nadesłano do: WolneMedia.net

BIBLIOGRAFIA

1. A persistent outbreak of measles despite appropriate prevention and control measures.
2. A measles outbreak at a college with a prematriculation immunization requirement..
3.Major measles epidemic in the region of Quebec despite a 99% vaccine coverage
4. The 1992 measles epidemic in Cape Town–a changing epidemiological pattern..
5. J. Am. Geriatr. Soc., 12.2014, 62 (12) 2327 – 32.
6. Incidence of adverse drug reactions in hospitalized patients: a meta-analysis of prospective studies.
7. Nowotwor Biol 31.10.2014.
8. Alim. Pharma. Ther, 01.07.2009, 30, 113-25.
9. J. Eur. Acad. Derma Vener, 15.12.2014.
10. Anticancer Res, 31.09.2011.
11. Eur. J. Cancer, 08.2010, 46, 2196-205.
12. Br. J. Cancer, 27.05.2014, 2772-84.

 

Źródło: https://wolnemedia.net/zdrowie/medycyna-oparta-na-dowodach-fikcja-literacka-w-polsce/

Zobacz na dział: Nauka oraz
Badania bezpieczeństwa leków – od zaniedbania do oszustwa – John Braithwaite
Bezpieczeństwo szczepień – jak sprawdzane są szczepionki pod kątem bezpieczeństwa?
Wyznania medycznego heretyka – dr Robert S. Mendelsohn
Medyczny monopol – Eustace Mullins
Przymus szczepień – historia szczepień obowiązkowych – Sherri Tenpenny